To właśnie tego wieczoru,
gdy mróz lśni, jak gwiazda na dworze,
przy stołach są
miejsca dla obcych,
bo nikt być samotny nie może.
To właśnie
tego wieczoru,
gdy wiatr zimny śniegiem dmucha,
w serca
złamane i smutne
po cichu wstępuje otucha.
To właśnie tego
wieczoru
zło ze wstydu umiera,
widząc, jak silna i piękna
jest Miłość, gdy pięści rozwiera.
To właśnie tego wieczoru,
od bardzo wielu wieków,
pod dachem tkliwej kolędy
Bóg rodzi
się w człowieku.
Pod choinką są prezenty
Każdy prezent jest zamknięty
Każdy prezent na mnie zerka
Bym rozwinął go z papierka
Wyobraźnią już rysuję
Co
tam w środku się znajduje.
Może misiek, klocki może?
Ty
prezencie! Ty potworze!
Złość już mnie za gardło ściska!
Chcę rozwinąć prezenciska!
Łypią na mnie pod choinką
Kolorową kuszą minką!
To za wiele! Ponad siły!
Już nie będę dla nich miły!
Niech już idą z mego domu!
Ja je oddam byle komu!
Nawet łezka mi nie spłynie
Gdy to wszystko w koszu zginie!
Ale… jeśli w tych paczuszkach
Dwa cukrowe są jabłuszka?!
Jeśli jest tam misio mały
Co zielone ma sandały!
Może są tam cukiereczki
I orzeszki i książeczki…!
Trudno!
Choć się czas odwleka
To ja, na nie już poczekam…
Choinka proszę pana
jest chyba zaczarowana,
bo zaraz wszystko odmienia:
było szaro, a ona wchodzi do domu –
zielona i spełnia
marzenia.
Choinka – niby królewna
taka zielona i srebrna,
taka czerwona i złota.
A pod nią – nasze marzenia:
Lalka dla Mani i miś dla Henia,
nawet piłeczka dla kota.
Dobrze się bawić przy świeczkach,
tu miś, tu kot, tu
laleczka.
I spać nam nikt jeszcze nie każe.
Choinka, proszę
pana
choinka zaczarowana
drzewko spełnionych życzeń.
Jakże samotnym zawsze mnie zastajesz
o nocy! święta nocy!
płonąca rajem czarodziejskich
bajek,
cudem rozjarzeń i tęczą rozzłoceń –
jak śnieg
cichutka, biała jak opłatek,
którym się dzielisz z całym, z
całym światem –
O nocy, pod gwiazd milczeniem dalekim,
I wśród której Bóg się pobratał z człowiekiem!
Podchodzę cichy do cudzego stołu
I przełamuję
opłatek ze drżeniem:
z warg proszą słowa z szarego popiołu
w grobów milczenie –
Stoję samotny w gwiazd
źrenicach wilczych
owity w smutek jak w sztandar żałobny –
Na zmarzłej ziemi śnieg – Nade mną milczą
wieczność i
gwiazdy, a pode mną groby.
Kolorowe świeczki,
kolorowy łańcuch.
Wkoło choineczki
przedszkolacy
tańczą.
Serduszko z piernika,
pozłacany orzech.
Ciepło
jest w przedszkolu,
chociaż mróz na dworze.
Za oknami –
wieczór,
Złota gwiazdka błyska.
Bawi się w przedszkolu,
dziś rodzinka bliska.
Dziadzio siwobrody
wędruje po
dworze.
Niesie do przedszkola
podarunki w worze
Jest w moim kraju zwyczaj, że w dzień wigilijny,
Przy wzejściu pierwszej gwiazdy wieczornej na niebie,
Ludzie gniazda spólnego łamią chleb biblijny,
Najtkliwsze przekazując uczucia w tym chlebie.
Kiedy
ojciec z talerza podnosi chleb biały,
Zbierając w krąg
domowych, na ten rozkaz niemy,
Wszyscy się podnosimy, i
duży, i mały,
Wszyscy się obręczamy i wszyscy płaczemy.
Bo w tej patriarchalnej, uroczystej chwili
Przeróżne
wsteczne rzeczy wspominamy sobie,
Myślimy o tych, którzy
niegdyś z nami byli,
A dzisiaj, jak dzieciństwo nasze, leżą w
grobie.
Posyłam ci ułamek rodzinnego chleba,
O ty, który mi
jesteś bratem i czymś więcej!
A w chlebie tym uczucia tyle,
ile trzeba,
Aby ludzie ze ziemi byli wniebowzięci.
Obręczami cię, pieśniarzu! gdy w wieczór gwiazdkowy
Będziesz chleb ten spożywał, zwróć głowę w me strony,
A
może będziesz słyszeć mógł mój głos echowy
Dolatujący do
cię mimo gór korony.
Usłysz w onej godzinie duszy mej wołanie,
A jeśli
wiosła będą pluskały po Renie,
Niechaj ci się wydaje, że
mej myśli łkanie
Do uszu twoich płynie w wigilijnym
trenie.